Ola siedziała w pokoju przesłuchań i uzupełniała raporty z wczorajszego dnia. Nagle weszła Emilka.
-Dobra, dobra, Blanka nie martw się. Załatwię to. Spokojnie. No dobra, cześć.
Drawska odłożyła telefon.
-Wszystko w porządku?-spytała posterunkowa.
-Tak, jasne.
-A tak na serio?
-Wszystko jest okej.
-Emilka, możesz nie robić ze mnie głupiej?
Drawska westchnęła.
-Dzwoniła moja siostra. Znowu zawaliła sprawdzian i dostała pałę. Jest w klasie maturalnej, ojciec się wścieknie.
-Zadzwoniła poprosić Cię o pomoc-zrozumiała Ola.
-Dokładnie. Ojciec wpadnie w szał. Dobrze, że Blanka mieszka z mamą bo nie wiem co by się stało-Emilia znowu zaczęła się martwić swoją sytuacją.
Ola przytuliła koleżankę.
-Nie martw się. Sama mówiłaś, że ojciec się już uspokoił trochę.
-Tak, ale nie przepuści jej tych ocen.
Olka westchnęła.
-Ale chodziła na jakieś korepetycje? Z czego w ogóle dostała tą jedynkę?
-Chodziła ale nikt nie potrafi jej tego tak wytłumaczyć żeby zrozumiała i z polskiego.
Na te słowa Ola zrobiła oczy jak pięć złoty.
-Jaka Ty jesteś głupia-powiedziała.
-Co?-spytała zdziwiona Emilia.
-Głupia jakaś. Dlaczego mi nie powiedziałaś. Ja bym jej mogła pomóc.
-Ola, to bardzo miło z Twojej strony, ale ja nie mogę Cię o to prosić.
-Daj spokój. Jeśli inni nie mogą jej tego wytłumaczyć, może mi się uda.
-Nie, ale Ty masz pracę, przygotowania do ślubu. Nie mogę Ci głowy zawracać.
-Weź się ogarnij, dla mnie to żaden problem. Jutro i pojutrze mam wolne. Daj mamie mój numer i niech zadzwoni to się jakoś umówimy, żeby wszystkim pasowało.
-To bardzo miłe z Twojej strony, ale u nas to jest rodzinne. Ja nie jestem humanem, Blanka tak samo. Nie wiem czy dasz sobie radę.
-Wątpisz we mnie?
-Nie no, nie-Emilia uśmiechnęła się do przyjaciółki.
-No to właśnie. A jak chcesz moje referencje to idź do Mikołaja. Dominikę i Anię też uczyłam.
-Okej będę pamiętać-dziewczyny zaczęły się śmiać.
-Ej a tak w ogóle to my dzisiaj razem jeździmy. Wiesz już?-spytała Ola.
-Nie-odparła zdziwiona Emilka.
-No bo Monika wróciła i jest znowu z Krzyśkiem, a Mikołaj musi dzisiaj coś załatwić i go nie będzie.
-Uuuu, to się ciekawa służba szykuje.
-Ooo tak.
Policjantki udały się na odprawę i patrol.
-A tak a propo. Czemu Mikołaja nie ma?-spytała Drawska.
-Nie wiem, napisał mi tylko dzisiaj sms-a, że musi coś załatwić z Kamilą i go nie będzie.
-Dziwne rzeczy...
Patrol 05 miał dzisiaj bardzo niespokojny rewir. Drawska i Wysocka co chwila otrzymywały kolejne, coraz to bardziej męczące zgłoszenia. Dochodziła 18 i zbliżał się koniec służby. Zjechały na fabrykę.
Siedziały przebrane w pokoju przesłuchań. Emilia miała głowę podpartą o ręce, Ola swoją trzymała położoną na biurku. Nagle wszedł Jacek.
-Intensywny dzień?-spytał patrząc dziewczyny.
-Bardzo-odpowiedziała sierżant.
-Widać-aspirant zaczął się śmiać.
-Jacek, mam do Ciebie prośbę.
-Jaką?
-Powiedz swojemu kochanemu braciszkowi, że jak jeszcze raz, wywinie mi taki numer jak ostatnio to może się więcej do mnie nie odzywać-powiedziała żartobliwie.
-Okej, a co znowu zrobił?
-Już on dobrze wie co.
-Przekażę-puścił oczko Emilii-Olcia, jedziemy do domu?-skierował się w stronę swojej narzeczonej, która mu nie odpowiedziała.
-Ola. Olka...
Wysocka nadal nic nie mówiła. Jacek do niej podszedł.
-Ta... Komuś się zasnęło. Olka wstawaj-powiedział głośniej.
Policjantka otworzyła swoje niebieskie oczy.
-Co znowu ukradli?-spytała zaspana.
-Nic nie ukradli. Chodź jedziemy do domu-Jacek i Emilka śmiali się z zachowania Aleksandry.
-Już...-Ola przetarła oczy-Która godzina?
-Dwadzieścia po szóstej-odparła policjantka.
-Dobra, nie ma co siedzieć-Ola wstała z krzesła-Pamiętasz, że masz dać numer mamie?-przypomniała koleżance.
-Pamiętam. Dziękuję Ci.
-Nie ma za co. Buźka.
Policjanci się pożegnali. Gdy Ola i Jacek schodzili po schodach Jacek spytał:
-Jaki numer?
-Mój. Będę uczyć siostrę Emilki polskiego.
-Oooo no tak. W końcu jesteś panią profesor.
-Do profesora jeszcze mi daleko. Nie dzwonił Mikołaj do Ciebie?-zmieniła temat.
-Właśnie miałem Ci powiedzieć. Zaprosili nas z Kamilą do siebie dzisiaj na kolację.
-Ciekawe gdzie oni dziś byli.
-Niedługo się dowiemy. Wsiedli do samochodu i udali się do mieszkania. Tam zaczęli się szykować na wyjście do przyjaciół. Wpół do 20, Jacek stał gotowy przy drzwiach.
-Ola, spóźnimy się w końcu.
-Nie panikuj, wcale nie jest tak daleko.
-Ale jest ślisko. Pośpiesz się.
-Pośpiech nie jest wskazany. A ja muszę wyglądać perfekcyjnie.
-Dla mnie będziesz wyglądać perfekcyjnie nawet w worku po ziemniakach.
-Bardzo zabawne-powiedziała wyglądając zza drzwi łazienki.
-No taka prawda.
Minęło jeszcze 10 minut nim Aleksandra skończyła się szykować. Zeszli do samochodu i pojechali do mieszkania ich przyjaciela.
O 20 byli na miejscu. Przywitali się, zjedli kolację i rozmawiali.
-A gdzie Ania i Dominika?-spytała Ola.
-Pojechały na weekend do dziadków-odpowiedział Mikołaj.
-Słuchajcie, zaprosiliśmy Was, bo chcieliśmy powiedzieć Wam coś ważnego-zaczęła Kamila.
-Co takiego?-spytał Jacek.
Białachowie spojrzeli na siebie i złapali się za dłonie.
-Więc, będziemy mieli dziecko-odparł Mikołaj.
Wysocką i Nowaka zamurowało. Po chwili jednak odzyskali świadomość sytuacji.
-No to gratulacje-powiedzieli niemal jednocześnie.
Oczywiście były uściski, pocałunki w policzek, uśmiechy, każdy się cieszył.
-To naprawdę świetna wiadomość-powiedziała Ola gdy już usiedli.
-No ale to jeszcze nie koniec niespodzianki. Chcieliśmy Was dwoje prosić, byście zostali rodzicami chrzestnymi naszego dziecka-dodała Kamila.
Jacek i Ola popatrzyli na siebie, w swoich oczach widzieli odpowiedź na tę prośbę.
-Cóż, to będzie dla nas zaszczyt-powiedział Nowak.
-Naprawdę?-spytała dowódca Aleksandry.
-Oczywiście, że tak-poparła swojego narzeczonego Ola.
Posiedzieli jeszcze chwilę u Białachów. Ci pytali o termin ich ślubu, który wyznaczony został na końcówkę maja. Przed 23 się pożegnali i Ola z Jackiem udali się do domu.
Przepraszam, że tak długo nie było nowości na blogu, ale ostatnio dużo się u mnie dzieje i sami rozumiecie. Teraz jednak zaczynam nadrabiać :)
Jak się podoba rozdział? Zadowoleni z niespodzianki Mikołaja i Kamili?
Aleksandra Wysocka i Jacek Nowak
sobota, 7 listopada 2015
wtorek, 3 listopada 2015
Prośba do Was :)
Prośba do Was.
Jeżeli nie zgadzacie się na koniec Jacka i Oli, lajkujcie i udostępniajcie stronę na fb
~Domagamy się by Ola Wysocka i Jacek Nowak byli razem~
Jeżeli nie zgadzacie się na koniec Jacka i Oli, lajkujcie i udostępniajcie stronę na fb
~Domagamy się by Ola Wysocka i Jacek Nowak byli razem~
czwartek, 29 października 2015
XV-Powrót, pierwszy krok w nowym życiu
-Zapomnieliście uregulować rachunki za światło?-zapytał żartobliwy głos, który znał każdy na komendzie.
-Monika...-wyszeptał Krzysiek.
I ponownie całe pomieszczenie wypełniło się okrzykiem radości i klaskaniem.
Zaradni funkcjonariusze wyjęli pochowane w szafkach świeczki. Każdy zaczął się witać z policjantką, której nie widzieli od miesięcy.
-Dlaczego nie mówiłaś, że wracasz?-spytał inspektor Wysocki.
-Chciałam zrobić wszystkim niespodziankę-odparła z uśmiechem policjantka.
-Udało Ci się-dodała Ola.
-Ale widzę, że tu jakaś impreza już trwa. Co świętujemy?-spytała.
-Zaręczyny Oli i Jacka-odpowiedziała jej Emilka.
-Co?-Monika nie wierzyła w to co słyszy-Co mnie ominęło?-spytała.
Nie było czemu się jej dziwić. Nikt nie wspomniał jej o ich związku. Krzysiek zawsze opowiadał o każdym z komendy, ale nigdy nie powiedział wprost, że jest jakaś nowa para na niej.
-Tak jakoś wyszło, że zapomniało mi się Ci o tym powiedzieć-wytłumaczył Krzysztof.
I ponownie wszyscy zaczęli się śmiać. Monika pogratulowała Oli i Jackowi. Oni jej podziękowali i zaczęli wypytywać jak przebiega rehabilitacja Franka.
-Robi duże postępy. Lekarze mówią, że jeszcze 3-4 miesiące i będzie mógł normalnie chodzić-prawie się przy tym popłakała. Ola przytuliła swoją koleżankę. Robiło się późno. Był czas wracać do domu. Posypały się ponownie gratulacje i podziękowania. Wysocki zadzwonił po służby, które miały zająć się przywróceniem światła na komendzie. Funkcjonariusze zaczęli rozjeżdżać się do domu. W tym także Ola i Jacek.
Siedzieli już w samochodzie i rozmawiali ze sobą
-Niezły był dziś dzień, prawda?-spytał aspirant.
-Niezły to mało powiedziane. Ta niespodzianka, powrót Moniki.
-Tacy przyjaciele to prawdziwy skarb-westchnął mężczyzna patrząc na Olę.
-Oj ta... Jacek hamuj!-krzyknęła kobieta.
Policjant natychmiast wcisnął hamulec i odwrócił twarz w stronę szyby.
Mimo ulewnego deszczu i śliskiej nawierzchni zdążył się zatrzymać na czas.
Oboje wysiedli z samochodu i podeszli do obiektu, który zauważyła przed chwilą Ola. Na ulicy, był bowiem niewielki worek, a w nim coś, co ewidentnie próbowało się z niego wydostać.
Aleksandra i Jacek popatrzyli po sobie zdziwieni. Światło reflektorów padało idealnie w ich stronę więc doskonale widzieli ruchome zawiniątko. Mężczyzna uklęknął do worka, otworzył go i ku zdziwieniu jego oraz Oli, ukazało się im 5 małych szczeniąt. Wszystkie były białe niczym śnieg. Teraz i Ola uklęknęła przy swoim narzeczonym.
-Jak można zrobić coś takiego?-spytała.
-Nie wiem, ale nie możemy ich tu zostawić-powiedział do kobiety.
-Weźmy je ze sobą-powiedziała patrząc na Jacka.
Policjant spojrzał na kobietę i kiwnął głową. Na ten znak oboje złapali psy. Jacek trzy, a Ola dwa. Wzięła również worek, by nikt nie spowodował wypadku widząc latający po drodze kawałek materiału. Piątka szczeniąt całą drogę do mieszkania przesiedziała u posterunkowej na kolanach, gdzie wdrapała się z wycieraczki. Po 15 minutach byli na miejscu. Narzeczeni wzięli zwierzęta i udali się do swojego mieszkania. Zapalili światło w korytarzu i weszli do sypialni.
-Co z nimi zrobimy?-spytała Ola.
-Nie mam pojęcia. Może komuś je rozdamy?
-To jest chyba najlepszy pomysł-stwierdziła policjantka-Ale jak można tak po prostu wyrzucić na ulicę zwierzęta?
-Wiesz jacy są niektórzy ludzie. Nic to ich nie obchodzi.
-W sumie masz rację. Przyszykujmy im jakieś łóżko.
-Nawet wiem jakie-powiedział mężczyzna, po czym wstał i udał się do innego pokoju.
-Zawsze chciałem mieć psa. Labradora konkretniej, a że do małej rasy one nie należą, kupiłem większe posłanie-powiedział wchodząc z psim łóżkiem, w którym 5 małych szczeniąt zmieściłoby się spokojnie.
-Nie mówiłeś mi nigdy o tym-odparła Ola z uśmiechem.
-Jakoś nigdy nie było okazji.
Aleksandra i Jacek wlali mleko wygłodniałym szczęnietom, aspirant jako syn weterynarza, wychowywany ze zwierzętami stwierdził, że mają one około 4 tygodni. Okazało się również, że są to 2 psy i 3 suczki. Po godzinie obrządzania zwierzaków, zmęczeni narzeczeni w końcu usnęli.
Rano wstali wcześniej niż zwykle. Obudził ich piski psów.
-Trzeba z nimi wyjść na dwór-powiedział Jacek.
-Dobra, chodźmy dopóki mało ludzi jest na ulicy, nikt nas nie podkabluje, że chodzimy ze zwierzętami bez smyczy.
Wstali, ubrali się i poszli ze szczeniakami do pobliskiego parku. Mimo pozorów, dwojgu dorosłym ludziom nie było łatwo ogarnąć piątki ruchliwych piesków. Co chwilę, któryś uciekał i znikał z oczu, także policjanci poranny jogging mieli zaliczony. Wrócili do mieszkania.
-Dobrze, że obydwoje dzisiaj mamy wolne, bo nie wiem jakby jedno sobie poradziło z taką gromadką-powiedziała Wysocka
Jacek spojrzał na nią z niepewnością.
-Oleńko, pamiętasz, że w tym tygodniu grafik się zmienił?
Aleksandra popatrzyła na swojego narzeczonego z przerażeniem.
-No nie-powiedziała.
Niestety, dzisiaj tylko Ola miała wolne, Jacek już za godzinę musiał być na komendzie. Szybko się ogarnął i pocałował Olę na pożegnanie. Posterunkowa została z gromadką zwierzaków. Zebrała się i nie czekając z założonymi rękoma, aż wszystko się samo rozwiąże, zabrała psy do weterynarza. Tam zostały im zrobione szczepienia i wydane książeczki zdrowia. Kobieta musiała podać imiona zwierzaków, a że nie było czasu się nad nimi zastanawiać, podała imiona bogów i bogiń z mitologii greckiej, którą przerabiała na studiach. Tak więc psiaki od tego dnia nazywały się: Apollo, Artemida, Hebe, Ares i Demeter.
Ola podziękowała i następnie udała się do sklepu z akcesoriami dla zwierząt. Kupiła zabawki, obroże i smycze dla zwierzaków oraz miski, do których zamówiła specjalne naklejki z ich oryginalnymi imionami. Kupiła również szampon do pielęgnacji sierści i specjalną karmę dla szczeniąt.
Zajęło jej to całe popołudnie. Wróciła do mieszkania z pupilami, dała im jedzenie i zmęczona zasnęła. Spała sobie w najlepsze przez około godzinę. Gdy wstała zwierząt nigdzie nie było. Spanikowana zaczęła biegać po całym mieszkaniu ale psów nie znalazła. Nagle usłyszała klucz w drzwiach. Wyszła na przedpokój.
-Artemida, chciała uciec na ulicę, ale Apollo ją złapał za ucho-powiedział z uśmiechem Jacek wracając ze szczeniętami ze spaceru.
-Stracha mi narobiłeś-odparła z ulgą Ola.
-Pomyślałem, że jesteś zmęczona po całym dniu ze zwierzakami i zabrałem je do parku-powiedział całując Wysocką w policzek.
-Wiesz jak ludzie dziwnie patrzyli na faceta z piątką małych psiaków?-kontynuował.
-Podejrzewam, że wiem jak to mogło wyglądać-odpowiedziała Ola z uśmiechem.
Narzeczeni weszli do kuchni i zaczęli robić kolację a za nimi biegła ich wesoła gromadka.
-Masz jakiś pomysł komu je rozdać?-spytała Ola.
-Mam. Popytałem dzisiaj na komendzie i 4 osoby się znalazły.
-Kto?
-Najpierw Robert przyjechał z młodszą siostrą Emilki-Blanką. Emi chce jednego dla nich i jednego dla Blanki. To są już dwa. Kolejnego zaproponowałem Mikołajowi, nie chciał się zgodzić ale akurat były z nim Ania i Dominika a jak to usłyszały to nie było przepuść-musiał się zgodzić. Dalej spotkałem na korytarzu Krzyśka. Opowiedziałem mu historię psiaków i powiedział, że chętnie weźmie jednego dla Tośka, bo teraz jak Monika wróciła to Sierżant jest z nimi.
-No ale to są cztery a wszystkich jest pięć.
-Pytałem jeszcze kilku osób, no ale albo komuś to koliduje z pracą, albo ktoś ma alergię na psią sierść, albo już ma zwierzę.
Ola się zastanowiła chwilę.
-To może my go weźmiemy?
Jacek popatrzył na nią chwilę.
-Czemu nie. To będzie pierwszy akcent do wspólnego życia.
Ola się uśmiechnęła i narzeczeni przypięczetowali swoją decyzję pocałunkiem.
Na drugi dzień Jacek zawiózł Olę do pracy. Czas szybko mijał. Miała z Mikołajem kilka łatwych interwencji. O siedemnastej zjechali na komendę a po Aleksandrę przyjechał jej narzeczony. Oczywiście z psami. I w ten sposób, Demeter należała do Emilki i Roberta, Ares do Blanki, Hebe trafiła do Krzyśka i Tośka a Artemida do córek Mikołaja. Wszyscy siedzieli w pokoju przesłuchań, rozmawiali i śmiali się. Nagle wszedł komendant.
-A to co? Cyrk do miasta przyjechał?
Wszyscy popatrzyli po sobie z niepewnością.
-No panie komendancie, ale niech pan zobaczy jakie one są słodkie-powiedziała Emilka dostawiając do swojego szefa jednego z psiaków, który polizał go w policzki na co cały pokój wypełnił się śmiechem.
-No dobra, dobra. Tylko żeby mi to po komendzie nie latało-powiedział wychodząc.
Dzień dobiegał końca. Ola i Jacek wrócili do domu. Tuż przy wejściu czekał na nich merdając ogonkiem Apollo. Obydwoje uśmiechnęli się na widok ich miesięcznego psiaka.
-Pierwszy krok w nowym życiu?-spytała Ola.
-Pierwszy krok-odparł całując ją Jacek.
Byliście ciekawi, co jeszcze wymyślę, to wymyśliłam psiaki. Jak się podoba zwierzęcy motyw?
A, zadowoleni z powrotu Moniki? :)
-Monika...-wyszeptał Krzysiek.
I ponownie całe pomieszczenie wypełniło się okrzykiem radości i klaskaniem.
Zaradni funkcjonariusze wyjęli pochowane w szafkach świeczki. Każdy zaczął się witać z policjantką, której nie widzieli od miesięcy.
-Dlaczego nie mówiłaś, że wracasz?-spytał inspektor Wysocki.
-Chciałam zrobić wszystkim niespodziankę-odparła z uśmiechem policjantka.
-Udało Ci się-dodała Ola.
-Ale widzę, że tu jakaś impreza już trwa. Co świętujemy?-spytała.
-Zaręczyny Oli i Jacka-odpowiedziała jej Emilka.
-Co?-Monika nie wierzyła w to co słyszy-Co mnie ominęło?-spytała.
Nie było czemu się jej dziwić. Nikt nie wspomniał jej o ich związku. Krzysiek zawsze opowiadał o każdym z komendy, ale nigdy nie powiedział wprost, że jest jakaś nowa para na niej.
-Tak jakoś wyszło, że zapomniało mi się Ci o tym powiedzieć-wytłumaczył Krzysztof.
I ponownie wszyscy zaczęli się śmiać. Monika pogratulowała Oli i Jackowi. Oni jej podziękowali i zaczęli wypytywać jak przebiega rehabilitacja Franka.
-Robi duże postępy. Lekarze mówią, że jeszcze 3-4 miesiące i będzie mógł normalnie chodzić-prawie się przy tym popłakała. Ola przytuliła swoją koleżankę. Robiło się późno. Był czas wracać do domu. Posypały się ponownie gratulacje i podziękowania. Wysocki zadzwonił po służby, które miały zająć się przywróceniem światła na komendzie. Funkcjonariusze zaczęli rozjeżdżać się do domu. W tym także Ola i Jacek.
Siedzieli już w samochodzie i rozmawiali ze sobą
-Niezły był dziś dzień, prawda?-spytał aspirant.
-Niezły to mało powiedziane. Ta niespodzianka, powrót Moniki.
-Tacy przyjaciele to prawdziwy skarb-westchnął mężczyzna patrząc na Olę.
-Oj ta... Jacek hamuj!-krzyknęła kobieta.
Policjant natychmiast wcisnął hamulec i odwrócił twarz w stronę szyby.
Mimo ulewnego deszczu i śliskiej nawierzchni zdążył się zatrzymać na czas.
Oboje wysiedli z samochodu i podeszli do obiektu, który zauważyła przed chwilą Ola. Na ulicy, był bowiem niewielki worek, a w nim coś, co ewidentnie próbowało się z niego wydostać.
Aleksandra i Jacek popatrzyli po sobie zdziwieni. Światło reflektorów padało idealnie w ich stronę więc doskonale widzieli ruchome zawiniątko. Mężczyzna uklęknął do worka, otworzył go i ku zdziwieniu jego oraz Oli, ukazało się im 5 małych szczeniąt. Wszystkie były białe niczym śnieg. Teraz i Ola uklęknęła przy swoim narzeczonym.
-Jak można zrobić coś takiego?-spytała.
-Nie wiem, ale nie możemy ich tu zostawić-powiedział do kobiety.
-Weźmy je ze sobą-powiedziała patrząc na Jacka.
Policjant spojrzał na kobietę i kiwnął głową. Na ten znak oboje złapali psy. Jacek trzy, a Ola dwa. Wzięła również worek, by nikt nie spowodował wypadku widząc latający po drodze kawałek materiału. Piątka szczeniąt całą drogę do mieszkania przesiedziała u posterunkowej na kolanach, gdzie wdrapała się z wycieraczki. Po 15 minutach byli na miejscu. Narzeczeni wzięli zwierzęta i udali się do swojego mieszkania. Zapalili światło w korytarzu i weszli do sypialni.
-Co z nimi zrobimy?-spytała Ola.
-Nie mam pojęcia. Może komuś je rozdamy?
-To jest chyba najlepszy pomysł-stwierdziła policjantka-Ale jak można tak po prostu wyrzucić na ulicę zwierzęta?
-Wiesz jacy są niektórzy ludzie. Nic to ich nie obchodzi.
-W sumie masz rację. Przyszykujmy im jakieś łóżko.
-Nawet wiem jakie-powiedział mężczyzna, po czym wstał i udał się do innego pokoju.
-Zawsze chciałem mieć psa. Labradora konkretniej, a że do małej rasy one nie należą, kupiłem większe posłanie-powiedział wchodząc z psim łóżkiem, w którym 5 małych szczeniąt zmieściłoby się spokojnie.
-Nie mówiłeś mi nigdy o tym-odparła Ola z uśmiechem.
-Jakoś nigdy nie było okazji.
Aleksandra i Jacek wlali mleko wygłodniałym szczęnietom, aspirant jako syn weterynarza, wychowywany ze zwierzętami stwierdził, że mają one około 4 tygodni. Okazało się również, że są to 2 psy i 3 suczki. Po godzinie obrządzania zwierzaków, zmęczeni narzeczeni w końcu usnęli.
Rano wstali wcześniej niż zwykle. Obudził ich piski psów.
-Trzeba z nimi wyjść na dwór-powiedział Jacek.
-Dobra, chodźmy dopóki mało ludzi jest na ulicy, nikt nas nie podkabluje, że chodzimy ze zwierzętami bez smyczy.
Wstali, ubrali się i poszli ze szczeniakami do pobliskiego parku. Mimo pozorów, dwojgu dorosłym ludziom nie było łatwo ogarnąć piątki ruchliwych piesków. Co chwilę, któryś uciekał i znikał z oczu, także policjanci poranny jogging mieli zaliczony. Wrócili do mieszkania.
-Dobrze, że obydwoje dzisiaj mamy wolne, bo nie wiem jakby jedno sobie poradziło z taką gromadką-powiedziała Wysocka
Jacek spojrzał na nią z niepewnością.
-Oleńko, pamiętasz, że w tym tygodniu grafik się zmienił?
Aleksandra popatrzyła na swojego narzeczonego z przerażeniem.
-No nie-powiedziała.
Niestety, dzisiaj tylko Ola miała wolne, Jacek już za godzinę musiał być na komendzie. Szybko się ogarnął i pocałował Olę na pożegnanie. Posterunkowa została z gromadką zwierzaków. Zebrała się i nie czekając z założonymi rękoma, aż wszystko się samo rozwiąże, zabrała psy do weterynarza. Tam zostały im zrobione szczepienia i wydane książeczki zdrowia. Kobieta musiała podać imiona zwierzaków, a że nie było czasu się nad nimi zastanawiać, podała imiona bogów i bogiń z mitologii greckiej, którą przerabiała na studiach. Tak więc psiaki od tego dnia nazywały się: Apollo, Artemida, Hebe, Ares i Demeter.
Ola podziękowała i następnie udała się do sklepu z akcesoriami dla zwierząt. Kupiła zabawki, obroże i smycze dla zwierzaków oraz miski, do których zamówiła specjalne naklejki z ich oryginalnymi imionami. Kupiła również szampon do pielęgnacji sierści i specjalną karmę dla szczeniąt.
Zajęło jej to całe popołudnie. Wróciła do mieszkania z pupilami, dała im jedzenie i zmęczona zasnęła. Spała sobie w najlepsze przez około godzinę. Gdy wstała zwierząt nigdzie nie było. Spanikowana zaczęła biegać po całym mieszkaniu ale psów nie znalazła. Nagle usłyszała klucz w drzwiach. Wyszła na przedpokój.
-Artemida, chciała uciec na ulicę, ale Apollo ją złapał za ucho-powiedział z uśmiechem Jacek wracając ze szczeniętami ze spaceru.
-Stracha mi narobiłeś-odparła z ulgą Ola.
-Pomyślałem, że jesteś zmęczona po całym dniu ze zwierzakami i zabrałem je do parku-powiedział całując Wysocką w policzek.
-Wiesz jak ludzie dziwnie patrzyli na faceta z piątką małych psiaków?-kontynuował.
-Podejrzewam, że wiem jak to mogło wyglądać-odpowiedziała Ola z uśmiechem.
Narzeczeni weszli do kuchni i zaczęli robić kolację a za nimi biegła ich wesoła gromadka.
-Masz jakiś pomysł komu je rozdać?-spytała Ola.
-Mam. Popytałem dzisiaj na komendzie i 4 osoby się znalazły.
-Kto?
-Najpierw Robert przyjechał z młodszą siostrą Emilki-Blanką. Emi chce jednego dla nich i jednego dla Blanki. To są już dwa. Kolejnego zaproponowałem Mikołajowi, nie chciał się zgodzić ale akurat były z nim Ania i Dominika a jak to usłyszały to nie było przepuść-musiał się zgodzić. Dalej spotkałem na korytarzu Krzyśka. Opowiedziałem mu historię psiaków i powiedział, że chętnie weźmie jednego dla Tośka, bo teraz jak Monika wróciła to Sierżant jest z nimi.
-No ale to są cztery a wszystkich jest pięć.
-Pytałem jeszcze kilku osób, no ale albo komuś to koliduje z pracą, albo ktoś ma alergię na psią sierść, albo już ma zwierzę.
Ola się zastanowiła chwilę.
-To może my go weźmiemy?
Jacek popatrzył na nią chwilę.
-Czemu nie. To będzie pierwszy akcent do wspólnego życia.
Ola się uśmiechnęła i narzeczeni przypięczetowali swoją decyzję pocałunkiem.
Na drugi dzień Jacek zawiózł Olę do pracy. Czas szybko mijał. Miała z Mikołajem kilka łatwych interwencji. O siedemnastej zjechali na komendę a po Aleksandrę przyjechał jej narzeczony. Oczywiście z psami. I w ten sposób, Demeter należała do Emilki i Roberta, Ares do Blanki, Hebe trafiła do Krzyśka i Tośka a Artemida do córek Mikołaja. Wszyscy siedzieli w pokoju przesłuchań, rozmawiali i śmiali się. Nagle wszedł komendant.
-A to co? Cyrk do miasta przyjechał?
Wszyscy popatrzyli po sobie z niepewnością.
-No panie komendancie, ale niech pan zobaczy jakie one są słodkie-powiedziała Emilka dostawiając do swojego szefa jednego z psiaków, który polizał go w policzki na co cały pokój wypełnił się śmiechem.
-No dobra, dobra. Tylko żeby mi to po komendzie nie latało-powiedział wychodząc.
Dzień dobiegał końca. Ola i Jacek wrócili do domu. Tuż przy wejściu czekał na nich merdając ogonkiem Apollo. Obydwoje uśmiechnęli się na widok ich miesięcznego psiaka.
-Pierwszy krok w nowym życiu?-spytała Ola.
-Pierwszy krok-odparł całując ją Jacek.
Byliście ciekawi, co jeszcze wymyślę, to wymyśliłam psiaki. Jak się podoba zwierzęcy motyw?
A, zadowoleni z powrotu Moniki? :)
niedziela, 25 października 2015
XIV-Niespodzianka
-Nareszcie w domu!-zawołała Ola stojąc przed drzwiami mieszkania.
-Cieszysz się?-spytał Jacek wyjmując kluczyki od drzwi.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Już niedługo, zostawimy to mieszkanie i zaczniemy życie w domu na przedmieściach.
-Jako...?-spytała z uśmiechem Ola.
-Jako państwo Nowak!-powiedział, podniósł Olę i przeniósł ją przez próg.
-Z takimi atrakcjami trochę jeszcze poczekaj!-zawołała.
-Tylko się wprawiam-powiedział Jacek stawiając Olę na ziemi i zaczynając ją całować. Ona także zatapiała swoje usta w jego szyi. On zaczął ściągać z kurtkę, którą miała na sobie a ona opierając się o wielką szafę, zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Całowali się coraz namiętniej, ściągali z siebie coraz więcej ubrań. Zaczęli zmierzać do ich wspólnej sypialni i już rzucili się na łóżko, gdy nagle usłyszeli dzwonek do drzwi. Popatrzyli po sobie zdumieni.
-Kto znowu?-zapytał Jacek wstając z łóżka i zapinając koszulę. Ola także wstała, zapięła swoje spodnie i założyła bluzkę. Weszła do przedpokoju, Jacek właśnie otworzył drzwi, za którymi stali jego rodzice oraz tata Oli. Kompletnie zapomnieli, że zaprosili ich na obiad.
-Cześć, dzieci. Chyba nie zapomnieliście o dzisiejszym obiadku?-spytała pani Iwona-mama Jacka.
-Nie no, skądże. Oli się tylko przedłużyły badania i niedawno dopiero wróciliśmy-powiedział Jacek.
-Wejdźcie, proszę-dodała Ola.
Wszyscy weszli, usiedli przy stole i zaczęli jeść. Gdy skończyli i rozmawiali, Jacek popatrzył znacząco na Olę, ona dała mu znak, że czas by poinformować ich rodziców o planach jakie mają na przyszłość.
-Panie Wojciechu, mam do Pana poważną prośbę-zaczął Jacek. Oczywiście przy tym wstał.
-Jaką, Jacek?-spytał Wysocki
Ola podeszła do swojego ukochanego.
-Chciałem prosić o rękę pańskiej córki-powiedział Jacek łapiąc Olę za dłoń. Mama Jacka otworzyła szeroko oczy i się uśmiechnęła, a jego ojciec z dumą patrzył na syna.
Wojciech natomiast przybrał poważny wyraz twarzy, wstał z krzesła i powiedział:
-Możesz zapomnieć.
Jacek, Ola i państwo Nowak zdębiali. Wysocka nie miała pojęcia czemu padła taka odpowiedź. Przecież ojciec lubi Jacka, nie miał nic przeciwko ich związkowi.
-Możesz zapomnieć o jej ręce. Albo bierzesz całą, albo wcale-dokończył Wysocki.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Rodzice pogratulowali swoim dzieciom.
-No naprawdę, po Panu takiej odpowiedzi się nie spodziewałem-powiedział Nowak.
-Jacek, już prawie rodziną jesteśmy. Skończ z tym panem i mów mi tato.
-Dobrze, tato-wszyscy ponownie zaczęli się śmiać. Tego dnia także i Ola przeszła na "Ty" ze swoimi przyszłymi teściami.
Przyszli państwo Nowak pożegnali swoich bliskich i zaczęli sprzątać po obiedzie.
-Wyostrzył mu się dowcip-powiedziała Ola.
-Tak, zdecydowanie-poparł ją Jacek.
Gdy skończyli sprzątać, do Jacka zadzwonił telefon. Był to agent nieruchomości. Umówili się na 15:30 na oglądanie domów. O wyznaczonej godzinie Ola i Jacek pojechali na spotkanie, a o 20 wrócili do mieszkania.
-Mówię Ci, że ten czwarty był najlepszy-zaczął Jacek.
-Nie znasz się. Szósty, to było coś-odparła Ola.
-Dobra, jeszcze mamy czas żeby się zastanawiać. Zjedzmy coś.
Narzeczeni udali się do kuchni by przygotować kolację. Następnie ją zjedli, umyli się i położyli gdyż następnego dnia oboje mieli służbę.
Wstali przed 7. Wyszykowali się i pojechali na komendę. Weszli do pokoju przesłuchań, przebrali się a po odprawie Jacek poszedł do swojego gabinetu, Ola zaś pojechała z Mikołajem na patrol. Chłodny zimowy dzień mijał im bardzo spokojnie. Po południu podjechali na przerwę a o 18 zdali broń na komendzie.
-Dzięki za dziś, Mikołaj-powiedziała Ola.
-Dzięki, Młoda-oparł Białach. Ola poszła do gabinetu Jacka
-Jedziemy?-spytał aspirant.
-Jasne.
Wyszli już z gdy nagle zawołał ich Mieszko.
-Ola, Mikołaj Cię woła bo nie podpisałaś mu jakiś papierów jeszcze.
-Jakich?-spytała zdziwiona Ola.
-Ja tam nie wiem. I do Ciebie Jacek, ma tam jeszcze jakąś prośbę.
-Dobra, to chodźmy-powiedział policjant
Weszli za Mieszkiem do pokoju przesłuchań i doznali szoku. Na środku stał Mikołaj z Krzyśkiem, trzymali transparent z napisem "Niech żyje Para Młoda", przed nimi stała Emilka i Robert trzymający chleb i sól a obok nich inspektor Wysocki z butelką bezalkoholowego szampana.
-Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam...-śpiewało blisko 25 osób.
Ola i Jacek stali jak zamurowani. Skąd ich przyjaciele wiedzieli? W pokoju znajdowała się tylko jedna osoba, którą poinformowali o ich ślubie-ojciec Aleksandry. Narzeczeni śmiali się szczęśliwi, że mają takich przyjaciół. Gdy skończyli śpiewać, posypały się gratulacje dla przyszłej pary młodej i podziękowania dla ich bliskich, którzy zorganizowali coś takiego. Na komendzie panował radosny nastrój. Wszyscy rozmawiali, śmiali się, pili szampana i jedli ciasto. Mikołaj przytulił Olę zapraszając ją i Jacka na kolację w sobotę. To nie był jednak koniec niespodzianek tego wieczoru. Gdy tak wszyscy świętowali, usłyszeli jak szalejąca na dworze burza łamie drzewo stojące przed komendą, które upada na linie energetyczne. Muzyka ucichła i zgasły wszystkie światła. Nagle do pokoju przesłuchań ktoś wszedł...
Któż to mógł być? Macie jakieś pomysły?
-Cieszysz się?-spytał Jacek wyjmując kluczyki od drzwi.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Już niedługo, zostawimy to mieszkanie i zaczniemy życie w domu na przedmieściach.
-Jako...?-spytała z uśmiechem Ola.
-Jako państwo Nowak!-powiedział, podniósł Olę i przeniósł ją przez próg.
-Z takimi atrakcjami trochę jeszcze poczekaj!-zawołała.
-Tylko się wprawiam-powiedział Jacek stawiając Olę na ziemi i zaczynając ją całować. Ona także zatapiała swoje usta w jego szyi. On zaczął ściągać z kurtkę, którą miała na sobie a ona opierając się o wielką szafę, zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Całowali się coraz namiętniej, ściągali z siebie coraz więcej ubrań. Zaczęli zmierzać do ich wspólnej sypialni i już rzucili się na łóżko, gdy nagle usłyszeli dzwonek do drzwi. Popatrzyli po sobie zdumieni.
-Kto znowu?-zapytał Jacek wstając z łóżka i zapinając koszulę. Ola także wstała, zapięła swoje spodnie i założyła bluzkę. Weszła do przedpokoju, Jacek właśnie otworzył drzwi, za którymi stali jego rodzice oraz tata Oli. Kompletnie zapomnieli, że zaprosili ich na obiad.
-Cześć, dzieci. Chyba nie zapomnieliście o dzisiejszym obiadku?-spytała pani Iwona-mama Jacka.
-Nie no, skądże. Oli się tylko przedłużyły badania i niedawno dopiero wróciliśmy-powiedział Jacek.
-Wejdźcie, proszę-dodała Ola.
Wszyscy weszli, usiedli przy stole i zaczęli jeść. Gdy skończyli i rozmawiali, Jacek popatrzył znacząco na Olę, ona dała mu znak, że czas by poinformować ich rodziców o planach jakie mają na przyszłość.
-Panie Wojciechu, mam do Pana poważną prośbę-zaczął Jacek. Oczywiście przy tym wstał.
-Jaką, Jacek?-spytał Wysocki
Ola podeszła do swojego ukochanego.
-Chciałem prosić o rękę pańskiej córki-powiedział Jacek łapiąc Olę za dłoń. Mama Jacka otworzyła szeroko oczy i się uśmiechnęła, a jego ojciec z dumą patrzył na syna.
Wojciech natomiast przybrał poważny wyraz twarzy, wstał z krzesła i powiedział:
-Możesz zapomnieć.
Jacek, Ola i państwo Nowak zdębiali. Wysocka nie miała pojęcia czemu padła taka odpowiedź. Przecież ojciec lubi Jacka, nie miał nic przeciwko ich związkowi.
-Możesz zapomnieć o jej ręce. Albo bierzesz całą, albo wcale-dokończył Wysocki.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Rodzice pogratulowali swoim dzieciom.
-No naprawdę, po Panu takiej odpowiedzi się nie spodziewałem-powiedział Nowak.
-Jacek, już prawie rodziną jesteśmy. Skończ z tym panem i mów mi tato.
-Dobrze, tato-wszyscy ponownie zaczęli się śmiać. Tego dnia także i Ola przeszła na "Ty" ze swoimi przyszłymi teściami.
Przyszli państwo Nowak pożegnali swoich bliskich i zaczęli sprzątać po obiedzie.
-Wyostrzył mu się dowcip-powiedziała Ola.
-Tak, zdecydowanie-poparł ją Jacek.
Gdy skończyli sprzątać, do Jacka zadzwonił telefon. Był to agent nieruchomości. Umówili się na 15:30 na oglądanie domów. O wyznaczonej godzinie Ola i Jacek pojechali na spotkanie, a o 20 wrócili do mieszkania.
-Mówię Ci, że ten czwarty był najlepszy-zaczął Jacek.
-Nie znasz się. Szósty, to było coś-odparła Ola.
-Dobra, jeszcze mamy czas żeby się zastanawiać. Zjedzmy coś.
Narzeczeni udali się do kuchni by przygotować kolację. Następnie ją zjedli, umyli się i położyli gdyż następnego dnia oboje mieli służbę.
Wstali przed 7. Wyszykowali się i pojechali na komendę. Weszli do pokoju przesłuchań, przebrali się a po odprawie Jacek poszedł do swojego gabinetu, Ola zaś pojechała z Mikołajem na patrol. Chłodny zimowy dzień mijał im bardzo spokojnie. Po południu podjechali na przerwę a o 18 zdali broń na komendzie.
-Dzięki za dziś, Mikołaj-powiedziała Ola.
-Dzięki, Młoda-oparł Białach. Ola poszła do gabinetu Jacka
-Jedziemy?-spytał aspirant.
-Jasne.
Wyszli już z gdy nagle zawołał ich Mieszko.
-Ola, Mikołaj Cię woła bo nie podpisałaś mu jakiś papierów jeszcze.
-Jakich?-spytała zdziwiona Ola.
-Ja tam nie wiem. I do Ciebie Jacek, ma tam jeszcze jakąś prośbę.
-Dobra, to chodźmy-powiedział policjant
Weszli za Mieszkiem do pokoju przesłuchań i doznali szoku. Na środku stał Mikołaj z Krzyśkiem, trzymali transparent z napisem "Niech żyje Para Młoda", przed nimi stała Emilka i Robert trzymający chleb i sól a obok nich inspektor Wysocki z butelką bezalkoholowego szampana.
-Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam...-śpiewało blisko 25 osób.
Ola i Jacek stali jak zamurowani. Skąd ich przyjaciele wiedzieli? W pokoju znajdowała się tylko jedna osoba, którą poinformowali o ich ślubie-ojciec Aleksandry. Narzeczeni śmiali się szczęśliwi, że mają takich przyjaciół. Gdy skończyli śpiewać, posypały się gratulacje dla przyszłej pary młodej i podziękowania dla ich bliskich, którzy zorganizowali coś takiego. Na komendzie panował radosny nastrój. Wszyscy rozmawiali, śmiali się, pili szampana i jedli ciasto. Mikołaj przytulił Olę zapraszając ją i Jacka na kolację w sobotę. To nie był jednak koniec niespodzianek tego wieczoru. Gdy tak wszyscy świętowali, usłyszeli jak szalejąca na dworze burza łamie drzewo stojące przed komendą, które upada na linie energetyczne. Muzyka ucichła i zgasły wszystkie światła. Nagle do pokoju przesłuchań ktoś wszedł...
Któż to mógł być? Macie jakieś pomysły?
środa, 21 października 2015
XIII-Telefon, odłożona rozmowa
-Odbierz ten telefon...-Jacek dzwonił już setny raz do Oli. Nie dawno wrócił do mieszkania i zorientował się, że nie ma ani jej, ani jej rzeczy. Tę noc spędził u kolegi. Podobnie jak jego ukochana, stwierdził, że nie chce widzieć drugiej osoby. Ale teraz się niepokoił. Chciał przeprosić Olę, porozmawiać. Nie zastał jej nawet u siebie w mieszkaniu. Nie odbierała. W końcu zadzwonił do Emilki.
-Halo?
-Cześć Emilia. Nie ma u Ciebie Oli?
-Nie, a co się stało?
-Pokłóciliśmy się wczoraj i się wyprowadziła, tylko, że u niej w mieszkaniu jej nie ma.
-Jacek, ja z Olą ostatni raz rozmawiałam wczoraj, ale rano. Może ona jest u ojca?
-Nie wiem, zadzwonię do niego. Dzięki Emilka.
-Ja zapytam czy Mikołaj nie wie gdzie jest. Do usłyszenia.
Rozłączyli się. Jacek teraz musiał zadzwonić do inpsektora Wysockiego. Jeśli to zrobi, to wyda się cała ich kłótnia. Ale aspirant miał to gdzieś. Liczyła się tylko Ola. Chciał już dzwonić, jednak Wysocki go wyprzedził.
-Halo?-zapytał Nowak.
-Jacek, Ola jest w szpitalu. Podobno chciała popełnić samobójstwo-Komendant był zrozpaczony.
-W jakim jest stanie?-Jacek był przerażony.
-Skończyli ją operować. Przyjedziesz tu?
-Jaki szpital?
-Na Traugutta.
-Zaraz będę.
Jacek wypadł z mieszkania jak strzała. Pod blokiem wpadł na Martę.
-A Ty gdzie tak lecisz?-spytała.
-Marta, nie teraz. Ola jest w szpitalu.
-No i co?-spytała niewzruszona.
-Jak to no i co? Wcale się nie przejmujesz tym, że życie mojej dziewczyny jest zagrożone?
-Jakiej dziewczyny... Jacek, teraz możemy być znowu razem. Nie potrzebujesz jej.
-Ty chyba zwariowałaś!-Wykrzyczał.
-Co?! Czemu?! Przecież ja jestem od niej lepsza, jak możesz?!
-Lepsza? Dziewczyno, ja kocham Olę, a nie Ciebie. Coś Ty sobie w ogóle myślała.
Jacek nie czekał na odpowiedź, wsiadł do samochodu i pojechał do szpitala. Marta była tylko jego starą znajomą, to z Olą chciał iść przez życie.
-Gdzie ona jest?-spytał Wysockiego.
-Leży tam w sali, ale narazie nie można do niej wejść-odparł podnosząc głowę.
Jacek był zrozpaczony.
-Ale... ale jak to się w ogóle stało?
-Świadkowie mówią, że rzuciła się pod samochód. Kierowca hamował, ale i tak nie zdążył się zatrzymać.
Jacek usiadł zrezygnowany.
-To wszystko przeze mnie-powiedział.
-Jak to?-spytał Wysocki.
-Ola ostatnio zaczęła być zazdrosna bo do Wrocławia przeprowadziła się moja była dziewczyna i spędzałem z nią dużo czasu. Nie widziałem w tym nic złego, ale teraz widzę, jak odbierała to Ola. Myślała, że chce ją zostawić, ale ja ją kocham.
-Jacek-westchnął Wojciech-najważniejsze żeby wyszła z tego cało-położył mu dłoń na ramieniu.
Po godzinie czekania wyszedł do nich lekarz.
-Panie doktorze, co z Olą?-zapytał Jacek.
-Pacjentka wybudza się z narkozy. Jeden z panów może do niej wejść.
Wysocki i Nowak popatrzyli po sobie. Inspektor dał mu znak, by to on wszedł.
Jacek ruszył do sali gdzie była jego ukochana.
-Ola-powiedział w wejściu.
-Jacek? Co Ty tu robisz?-spytała cicho.
-Dlaczego chciałaś się zabić?-spytał siadając na krześle obok posterunkowej.
-Nie chciałam, po tej rozmowie z Martą byłam zdruzgotana. Myślałam, że z nami koniec. Raziło mnie słońce, biegłam przed siebie i nawet nie zauważyłam jak wypadłam na drogę pod ten samochód.
Nowak przybrał smutny, wręcz przygnębiony wyraz twarzy:
-Ola, ja kocham Ciebie. Nie ją. Nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałem. Przepraszam, za to co robiłem. Wiem, jak się czułaś... wybaczysz mi to?
Ola odzyskiwała siłę w głosie a na jej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech.
-Oczywiście, że tak.
Teraz i Jacek się lekko uśmiechnął.
-Pamiętasz jak za nim jeszcze złamałaś nogę, chciałem Cię zabrać do restauracji, żeby porozmwiać o czymś?
-Tak, ale pomagałeś Marcie się przeprowadzać.
-Wcale nie dlatego wtedy nie poszliśmy. Miałaś nogę w gipsie, a chciałem żeby wszystko było perfekcyjne. Ale teraz jesteśmy w szpitalu. Jest tu Twój tata i zaraz zjawią się wszyscy nasi przyjaciele, więc to jest najlepszy moment na to.
-Moment na co?-Ola była zdezorientowana.
Jacek popatrzył jej w oczy i wyciągnął z kieszeni niewielkie pudełeczko.
-Chodzę z nim od miesiąca i w końcu muszę je wykorzystać.
Wstał z krzesła, na którym siedział i ukleknął przed łóżkiem ukochanej.
-Aleksandro, czy zechcesz zostać moją żoną?
Olę zamurowało. Patrzyła na Jacka, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Nadal nie mogło do niej dotrzeć to, co się przed chwilą stało. Do oczu napłynęły jej łzy i przez zaciśnięte gardło odpowiedziała:
-Tak, oczywiście, że tak-Ola zarzuciła swoje ręce na szyję Jacka. Ten ją przytulił i założył na palec pierścionek zaręczynowy.
-Kocham Cię-wyznał Jacek.
-Ja Ciebie też-Ola płakała ze szczęścia.
Teraz narzeczeni pocałowali się namiętnie. Ponownie w ich związku wyszło słońce, które na bardzo długo miało nie zachodzić.
Zgadliście jakie były plany Jacka wobec Aleksandry. Jak zareagują na tę wieść ich przyjaciele, rodzina Jacka i szczególnie tata Oli? Pozwoli na taki krok jedynej córce?
-Halo?
-Cześć Emilia. Nie ma u Ciebie Oli?
-Nie, a co się stało?
-Pokłóciliśmy się wczoraj i się wyprowadziła, tylko, że u niej w mieszkaniu jej nie ma.
-Jacek, ja z Olą ostatni raz rozmawiałam wczoraj, ale rano. Może ona jest u ojca?
-Nie wiem, zadzwonię do niego. Dzięki Emilka.
-Ja zapytam czy Mikołaj nie wie gdzie jest. Do usłyszenia.
Rozłączyli się. Jacek teraz musiał zadzwonić do inpsektora Wysockiego. Jeśli to zrobi, to wyda się cała ich kłótnia. Ale aspirant miał to gdzieś. Liczyła się tylko Ola. Chciał już dzwonić, jednak Wysocki go wyprzedził.
-Halo?-zapytał Nowak.
-Jacek, Ola jest w szpitalu. Podobno chciała popełnić samobójstwo-Komendant był zrozpaczony.
-W jakim jest stanie?-Jacek był przerażony.
-Skończyli ją operować. Przyjedziesz tu?
-Jaki szpital?
-Na Traugutta.
-Zaraz będę.
Jacek wypadł z mieszkania jak strzała. Pod blokiem wpadł na Martę.
-A Ty gdzie tak lecisz?-spytała.
-Marta, nie teraz. Ola jest w szpitalu.
-No i co?-spytała niewzruszona.
-Jak to no i co? Wcale się nie przejmujesz tym, że życie mojej dziewczyny jest zagrożone?
-Jakiej dziewczyny... Jacek, teraz możemy być znowu razem. Nie potrzebujesz jej.
-Ty chyba zwariowałaś!-Wykrzyczał.
-Co?! Czemu?! Przecież ja jestem od niej lepsza, jak możesz?!
-Lepsza? Dziewczyno, ja kocham Olę, a nie Ciebie. Coś Ty sobie w ogóle myślała.
Jacek nie czekał na odpowiedź, wsiadł do samochodu i pojechał do szpitala. Marta była tylko jego starą znajomą, to z Olą chciał iść przez życie.
-Gdzie ona jest?-spytał Wysockiego.
-Leży tam w sali, ale narazie nie można do niej wejść-odparł podnosząc głowę.
Jacek był zrozpaczony.
-Ale... ale jak to się w ogóle stało?
-Świadkowie mówią, że rzuciła się pod samochód. Kierowca hamował, ale i tak nie zdążył się zatrzymać.
Jacek usiadł zrezygnowany.
-To wszystko przeze mnie-powiedział.
-Jak to?-spytał Wysocki.
-Ola ostatnio zaczęła być zazdrosna bo do Wrocławia przeprowadziła się moja była dziewczyna i spędzałem z nią dużo czasu. Nie widziałem w tym nic złego, ale teraz widzę, jak odbierała to Ola. Myślała, że chce ją zostawić, ale ja ją kocham.
-Jacek-westchnął Wojciech-najważniejsze żeby wyszła z tego cało-położył mu dłoń na ramieniu.
Po godzinie czekania wyszedł do nich lekarz.
-Panie doktorze, co z Olą?-zapytał Jacek.
-Pacjentka wybudza się z narkozy. Jeden z panów może do niej wejść.
Wysocki i Nowak popatrzyli po sobie. Inspektor dał mu znak, by to on wszedł.
Jacek ruszył do sali gdzie była jego ukochana.
-Ola-powiedział w wejściu.
-Jacek? Co Ty tu robisz?-spytała cicho.
-Dlaczego chciałaś się zabić?-spytał siadając na krześle obok posterunkowej.
-Nie chciałam, po tej rozmowie z Martą byłam zdruzgotana. Myślałam, że z nami koniec. Raziło mnie słońce, biegłam przed siebie i nawet nie zauważyłam jak wypadłam na drogę pod ten samochód.
Nowak przybrał smutny, wręcz przygnębiony wyraz twarzy:
-Ola, ja kocham Ciebie. Nie ją. Nawet nie wiesz jak się o Ciebie bałem. Przepraszam, za to co robiłem. Wiem, jak się czułaś... wybaczysz mi to?
Ola odzyskiwała siłę w głosie a na jej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech.
-Oczywiście, że tak.
Teraz i Jacek się lekko uśmiechnął.
-Pamiętasz jak za nim jeszcze złamałaś nogę, chciałem Cię zabrać do restauracji, żeby porozmwiać o czymś?
-Tak, ale pomagałeś Marcie się przeprowadzać.
-Wcale nie dlatego wtedy nie poszliśmy. Miałaś nogę w gipsie, a chciałem żeby wszystko było perfekcyjne. Ale teraz jesteśmy w szpitalu. Jest tu Twój tata i zaraz zjawią się wszyscy nasi przyjaciele, więc to jest najlepszy moment na to.
-Moment na co?-Ola była zdezorientowana.
Jacek popatrzył jej w oczy i wyciągnął z kieszeni niewielkie pudełeczko.
-Chodzę z nim od miesiąca i w końcu muszę je wykorzystać.
Wstał z krzesła, na którym siedział i ukleknął przed łóżkiem ukochanej.
-Aleksandro, czy zechcesz zostać moją żoną?
Olę zamurowało. Patrzyła na Jacka, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Nadal nie mogło do niej dotrzeć to, co się przed chwilą stało. Do oczu napłynęły jej łzy i przez zaciśnięte gardło odpowiedziała:
-Tak, oczywiście, że tak-Ola zarzuciła swoje ręce na szyję Jacka. Ten ją przytulił i założył na palec pierścionek zaręczynowy.
-Kocham Cię-wyznał Jacek.
-Ja Ciebie też-Ola płakała ze szczęścia.
Teraz narzeczeni pocałowali się namiętnie. Ponownie w ich związku wyszło słońce, które na bardzo długo miało nie zachodzić.
Zgadliście jakie były plany Jacka wobec Aleksandry. Jak zareagują na tę wieść ich przyjaciele, rodzina Jacka i szczególnie tata Oli? Pozwoli na taki krok jedynej córce?
wtorek, 20 października 2015
Miniaturka
Nadszedł ten wielki dzień. Dzisiaj Ola i Jacek mieli stanąć na ślubnym kobiercu. Panna Młoda spała dziś w swoim rodzinnym domu. Wstała i zeszła do kuchni. Tam zastała Emilkę.
-No wreszcie wstałaś-powiedziała.
-Nie przesadzaj mamy jeszcze dużo czasu.
-No bardzo. Zalewdie 6 godzin. Chodź bierzemy się za robotę.
-A gdzie mój tata?
-Musiał jechać do Warszawy, ale obiecał, że się nie spóźni.
Kobiety zaczęły się szykować. Najpierw przyszła do nich fryzjerka, a potem makijażystka. Po 4 godzinach obie miały piękne fryzury i makijaże. Szybko im z tym poszło więc zrobiły sobie kawy i rozmawiały.
-Jakie to uczucie wiedzieć, że za półtorej godziny wyjdzie się za mąż?
Ola się uśmiechnęła.
-Doskonałe. Musisz kiedyś spróbować.
-No może.
Policjantki się zaśmiały.
Zegar wybił piętnastą. Niebawem miał przyjechać pan młody, więc zaczęły się ubierać. Założenie sukni Oli zajęło im trochę czasu ale w końcu dały radę. Gdy Wysocka była gotowa do sypialni wszedł jej ojciec.
-Córcia, jak Ty pięknie wyglądasz.
Rzeczywiście. Aleksandra miała długą suknię podkreślającą jej talię i biodra. Kreacja była wąska, rozchodziła się dopiero na wysokości kolan. Cała była w koronkach. Na włosach widniał welon długością sięgający kostek.
-Dziękuję-powiedziała Ola uśmiechając się do ojca.
-A więc to już dzisiaj-stwierdził Wojciech.
-Tato, wiesz, że ten dzień musiał nadejść-powiedziała i przytuliła ojca.
-Wiem, córeczko, wiem.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.
-To pewnie rodzice Jacka-powiedział Wysocki i poszedł otworzyć.
Ola spojrzała w lustro i posmutniała.
-Co jest?-spytała jej przyjaciółka.
-Emilka, nie wiesz czy będzie Mikołaj?-spytała Ola.
-Nie mam pojęcia.
-Dlaczego w tak ważnym dla mnie dniu jego może nie być? Z chwilą, w której powiedzieliśmy mu z Jackiem, że bierzemy ślub zerwał z nami kontakt.
-Wiem, że to boli, ale to był jego wybór. Nic na to nie poradzisz-Emilia próbowała pocieszyć Olę.
-No wiem-kobieta westchnęła.
Chwilę później weszli jej przyszli teściowie. Mama Jacka zachwycała się widokiem swojej przyszłej synowej.
-Olu, jak Ty pięknie wyglądasz.
-Dziękuję-Wysocka się uśmiechnęła.
Wszyscy stali, śmiali się, rozmawiali aż usłyszeli auto pod domem. Aleksandra wyjrzała przez okno. To był Jacek. Uśmiechnęła się. Zgodnie z ustalonym planem każdy kto znajdował się w domu z wyjątkiem Oli miał zejść na parter. Powitali pana Młodego i czekali na jego przyszłą żonę. Emilia miała dać jej znać kiedy ma zejść. Zasiadła do fortepianu i zaczęła grać romantyczną melodię. Wysocka schodziła po schodach w swojej pięknej, białej sukni. Podeszła do Jacka. On wręczył jej bukiet kwiatów i pocałował w policzek. Następnie uklękli i przyjęli błogosławieństwo od swoich rodziców. Po tym geście, nadszedł czas by jechać do kościoła. Młodzi wsiedli do swojej limuzyny i udali się do świątyni. Przybyli goście powitali ich brawami. Mimo, że było ich około 150 Ola wypatrywała tego jednego. Nagle go spostrzegła. Mikołaj stał na uboczu i patrzył na nią zrezygnowany. Rozpoczęła się ceremonia. Wszyscy weszli do kościoła. Olę na mszy dręczyły wyrzuty sumienia. Ciągle się wahała czy dobrze robi. W końcu nadszedł czas przysięgi. Para młoda podeszła do ołtarza.
-Czy Ty Jacku, bierzesz tę oto Aleksandrę za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że jej nie opuścisz aż do śmierci?
Jacek z uśmiechem i czułością popatrzył na Olę.
-Tak-powiedział.
-A czy Ty, Aleksandro, bierzesz tego oto Jacka za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżenską oraz, że go nie opuścisz aż do śmierci?
Ola uniosła wzrok na uśmiechniętego Jacka. Milczała. Stała tak jeszcze chwilę. Nowak nie wiedząc co się dzieje, czemu jego ukochana milczy, powiedział cicho jej imię, by się odwiesiła.
Ola patrzyła na niego a potem na gości w kościele aż wzrokiem znalazła Mikołaja, który zrezygnowany wychodził z kościoła.
"Co ja tu robię"-pomyślała.
Ksiądz i Jacek powtarzali cicho jej imię. Ona nagle odwróciła się w ich stronę.
-Nie-powiedziała.
W całym kościele było słychać pomruki zdziwienia. Jedynie ojciec Oli krzyknął "Jest!"-jednak gdy zobaczył miny zebranych, od razu się uciszył.
-Przepraszam, ale nie mogę-powiedziała.
-Mikołaj!-krzyknęła i rzuciła się w jego stronę. Biegnąc potknęła się o stopę, która wystawiła jej Emilia, porwała pół kiecki i uderzyła twarzą o czerwony dywan.
Szybko jednak wstała i biegła dalej wołając Mikołaja.
On się odwrócił.
-Ola? Co Ty robisz?
-Nie mogłam, nie mogłam wyjść za Jacka.
-Co? Czemu?
-Bo tylko Ciebie kocham. Zawsze Cię kochałam.
Wtuliła się w niego.
-Ja Ciebie też kocham, skarbie.
-Chodźmy już stąd.
Aleksandra i Mikołaj wyszli a za nimi w radosnych podskokach biegł inspektor Wysocki. Zostawili za sobą oniemiałych gości i całkiem spokojnego niedoszłego pana młodego, który przejął mikrofon od księdza mówiąc:
-Ehh... no cóż. Tak na serio, to nigdy tej zdziry nie kochałem. Miała tylko fajny tyłek. A że wszystko już jest opłacone, to zapraszam na wesele!
Na ostatnie zdanie cały kościół wypełnił się brawami i okrzykiem radości ciesząc się, że będzie mógł się nawalić za free.
Jacek wsiadł do limuzyny, w której zamiast Oli były druchny w kusych sukienkach. Goście pojechali za nimi i wszyscy bawili się do białego rana.
Wiem, wiem. Spodziewaliście się końcówki w stylu "Ola powiedziała tak, pocałowała się z Jackiem, a następnie wraz z ich gośćmi pojechali na wesele". Rozumiem to, ale do napisania tej miniaturki zainspirowało mnie zachowanie Oli z ostatnich odcinków i tych następnych (opisy). Przedstawiłam za pomocą tzw. "Czarnego humoru" jaki finał może mieć jej związek z Jackiem. Bo wyjaśnijmy sobie. Aleksandra sama nie wie czego chce i kogo kocha.
Nie mniej, zapraszam na kolejne opowiadanie, które ukaże się jutrzejszego wieczoru i nie będzie mieć powiązania z tą miniaturką ☻
-No wreszcie wstałaś-powiedziała.
-Nie przesadzaj mamy jeszcze dużo czasu.
-No bardzo. Zalewdie 6 godzin. Chodź bierzemy się za robotę.
-A gdzie mój tata?
-Musiał jechać do Warszawy, ale obiecał, że się nie spóźni.
Kobiety zaczęły się szykować. Najpierw przyszła do nich fryzjerka, a potem makijażystka. Po 4 godzinach obie miały piękne fryzury i makijaże. Szybko im z tym poszło więc zrobiły sobie kawy i rozmawiały.
-Jakie to uczucie wiedzieć, że za półtorej godziny wyjdzie się za mąż?
Ola się uśmiechnęła.
-Doskonałe. Musisz kiedyś spróbować.
-No może.
Policjantki się zaśmiały.
Zegar wybił piętnastą. Niebawem miał przyjechać pan młody, więc zaczęły się ubierać. Założenie sukni Oli zajęło im trochę czasu ale w końcu dały radę. Gdy Wysocka była gotowa do sypialni wszedł jej ojciec.
-Córcia, jak Ty pięknie wyglądasz.
Rzeczywiście. Aleksandra miała długą suknię podkreślającą jej talię i biodra. Kreacja była wąska, rozchodziła się dopiero na wysokości kolan. Cała była w koronkach. Na włosach widniał welon długością sięgający kostek.
-Dziękuję-powiedziała Ola uśmiechając się do ojca.
-A więc to już dzisiaj-stwierdził Wojciech.
-Tato, wiesz, że ten dzień musiał nadejść-powiedziała i przytuliła ojca.
-Wiem, córeczko, wiem.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi.
-To pewnie rodzice Jacka-powiedział Wysocki i poszedł otworzyć.
Ola spojrzała w lustro i posmutniała.
-Co jest?-spytała jej przyjaciółka.
-Emilka, nie wiesz czy będzie Mikołaj?-spytała Ola.
-Nie mam pojęcia.
-Dlaczego w tak ważnym dla mnie dniu jego może nie być? Z chwilą, w której powiedzieliśmy mu z Jackiem, że bierzemy ślub zerwał z nami kontakt.
-Wiem, że to boli, ale to był jego wybór. Nic na to nie poradzisz-Emilia próbowała pocieszyć Olę.
-No wiem-kobieta westchnęła.
Chwilę później weszli jej przyszli teściowie. Mama Jacka zachwycała się widokiem swojej przyszłej synowej.
-Olu, jak Ty pięknie wyglądasz.
-Dziękuję-Wysocka się uśmiechnęła.
Wszyscy stali, śmiali się, rozmawiali aż usłyszeli auto pod domem. Aleksandra wyjrzała przez okno. To był Jacek. Uśmiechnęła się. Zgodnie z ustalonym planem każdy kto znajdował się w domu z wyjątkiem Oli miał zejść na parter. Powitali pana Młodego i czekali na jego przyszłą żonę. Emilia miała dać jej znać kiedy ma zejść. Zasiadła do fortepianu i zaczęła grać romantyczną melodię. Wysocka schodziła po schodach w swojej pięknej, białej sukni. Podeszła do Jacka. On wręczył jej bukiet kwiatów i pocałował w policzek. Następnie uklękli i przyjęli błogosławieństwo od swoich rodziców. Po tym geście, nadszedł czas by jechać do kościoła. Młodzi wsiedli do swojej limuzyny i udali się do świątyni. Przybyli goście powitali ich brawami. Mimo, że było ich około 150 Ola wypatrywała tego jednego. Nagle go spostrzegła. Mikołaj stał na uboczu i patrzył na nią zrezygnowany. Rozpoczęła się ceremonia. Wszyscy weszli do kościoła. Olę na mszy dręczyły wyrzuty sumienia. Ciągle się wahała czy dobrze robi. W końcu nadszedł czas przysięgi. Para młoda podeszła do ołtarza.
-Czy Ty Jacku, bierzesz tę oto Aleksandrę za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że jej nie opuścisz aż do śmierci?
Jacek z uśmiechem i czułością popatrzył na Olę.
-Tak-powiedział.
-A czy Ty, Aleksandro, bierzesz tego oto Jacka za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżenską oraz, że go nie opuścisz aż do śmierci?
Ola uniosła wzrok na uśmiechniętego Jacka. Milczała. Stała tak jeszcze chwilę. Nowak nie wiedząc co się dzieje, czemu jego ukochana milczy, powiedział cicho jej imię, by się odwiesiła.
Ola patrzyła na niego a potem na gości w kościele aż wzrokiem znalazła Mikołaja, który zrezygnowany wychodził z kościoła.
"Co ja tu robię"-pomyślała.
Ksiądz i Jacek powtarzali cicho jej imię. Ona nagle odwróciła się w ich stronę.
-Nie-powiedziała.
W całym kościele było słychać pomruki zdziwienia. Jedynie ojciec Oli krzyknął "Jest!"-jednak gdy zobaczył miny zebranych, od razu się uciszył.
-Przepraszam, ale nie mogę-powiedziała.
-Mikołaj!-krzyknęła i rzuciła się w jego stronę. Biegnąc potknęła się o stopę, która wystawiła jej Emilia, porwała pół kiecki i uderzyła twarzą o czerwony dywan.
Szybko jednak wstała i biegła dalej wołając Mikołaja.
On się odwrócił.
-Ola? Co Ty robisz?
-Nie mogłam, nie mogłam wyjść za Jacka.
-Co? Czemu?
-Bo tylko Ciebie kocham. Zawsze Cię kochałam.
Wtuliła się w niego.
-Ja Ciebie też kocham, skarbie.
-Chodźmy już stąd.
Aleksandra i Mikołaj wyszli a za nimi w radosnych podskokach biegł inspektor Wysocki. Zostawili za sobą oniemiałych gości i całkiem spokojnego niedoszłego pana młodego, który przejął mikrofon od księdza mówiąc:
-Ehh... no cóż. Tak na serio, to nigdy tej zdziry nie kochałem. Miała tylko fajny tyłek. A że wszystko już jest opłacone, to zapraszam na wesele!
Na ostatnie zdanie cały kościół wypełnił się brawami i okrzykiem radości ciesząc się, że będzie mógł się nawalić za free.
Jacek wsiadł do limuzyny, w której zamiast Oli były druchny w kusych sukienkach. Goście pojechali za nimi i wszyscy bawili się do białego rana.
Wiem, wiem. Spodziewaliście się końcówki w stylu "Ola powiedziała tak, pocałowała się z Jackiem, a następnie wraz z ich gośćmi pojechali na wesele". Rozumiem to, ale do napisania tej miniaturki zainspirowało mnie zachowanie Oli z ostatnich odcinków i tych następnych (opisy). Przedstawiłam za pomocą tzw. "Czarnego humoru" jaki finał może mieć jej związek z Jackiem. Bo wyjaśnijmy sobie. Aleksandra sama nie wie czego chce i kogo kocha.
Nie mniej, zapraszam na kolejne opowiadanie, które ukaże się jutrzejszego wieczoru i nie będzie mieć powiązania z tą miniaturką ☻
niedziela, 18 października 2015
XII-Wyprowadzka, spotkanie w parku
Minęło 5 tygodni od czasu wypadku Oli. Dziś miała jechać na zdjęcie gipsu. Zawiózł ją Jacek. Była spora kolejka, a aspirant musiał załatwić jeszcze parę spraw więc umówili się z Olą, że przyjedzie po nią za godzinę. Wysocka została poproszona na badania po czym udała się na zdjęcie gipsu. Mogła już normalnie chodzić i teraz czekała na swojego ukochanego, który nie przyjeżdżał. Dzwoniła i dzwoniła ale ciągle to samo. "Wybrany abonament znajduje się poza zasięgiem." W końcu wezwała taksówkę i wróciła do domu. Po dwóch godzinach pojawił się także Jacek.
-Ola, jesteś tu?-zawołał, ale odpowiedziała mu tylko cisza.
-Ola?-powtórzył i wszedł do sypialni gdzie była jego dziewczyna.
-Mogę wiedzieć gdzieś Ty był?-zapytała lekko poddenerwowana.
-Załatwiałem te sprawy, o których Ci mówiłem i nagle zadzwoniła Marta, że samochód jej padł i...
-Marta, Marta, Marta. Przez ostatnie tygodnie ciągle słyszę tylko Marta. Nie wiem, jeśli ja Ci się zudziałam, to może sobie wróć do swojej Marci-powiedziała zdenerwowana.
-Ola, o co Ci chodzi? Chciała żebym jej pomógł...-znów mu tu przerwano.
-Przez ostatni czas to ciągle musisz jej pomagać.
-Wiesz co, przesadzasz.
-Ja przesadzam? Jacek, Ty na mnie już wcale uwagi nie zwracasz, nie słuchasz co do Ciebie mówię.
-Olka, już nie bądź taka zazdrosna.
-Ja nie jestem zazdrosna tylko wkurzona tym, że jakaś dziewucha chce mi chłopaka odbić a Tobie wcale to nie przeszkadza. Sam się mnie kiedyś czepiałeś, że coś łączy mnie i Mikołaja, a teraz co robisz?!
-Nie wiesz co, tak to nie będziemy rozmawiać. Teraz wychodzę, a jak wrócę to mam nadzieję, że się już uspokoisz.
-No oczywiście! Masz rację, idź sobie do Martusi!
Jacek wyszedł i trzasnął drzwiami zostawiając zapłakaną Olę. Ta postanowiła nie czekać na jego powrót. Wzięła walizkę, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała do swojego mieszkania, gdzie zmęczona wszystkimi wydarzeniami zasnęła. Następnego dnia zadzwoniła do ojca prosząc o jeszcze jeden dzień zwolnienia, rzekomym powodem była boląca noga. Wysocki się zgodził, zapytał czy ma przyjechać do niej w czymś pomóc, Ola jednak wiedziała, że jeśli się wyda, gdzie teraz mieszka, poleci masa pytań, na które nie miała ochoty odpowiadać. Tak więc pożegnała się z ojcem i poszła na spacer do parku. Chciała sobie wszystko przemyśleć.
-Ola!-zawołał ktoś.
Policjantka się odwróciła i ujrzała kogoś z kim w tej chwili nie chciała się widzieć wyjątkowo-Martę.
-Ola, poczekaj.
-Co chcesz?-zapytała obojętnie.
-Posłuchaj, przykro mi, że już nie jesteś z Jackiem, ale...
-A kto Ci tak powiedział?
-Jak to? Jacek mówił, że się wczoraj ostro pożarliście, nie chciał tylko wspomnieć o co...
-Posłuchaj, to co jest między mną a Jackiem, to nie jest Twoja sprawa j zajmij się lepiej sobą.
-To co jest między Tobą a nim-Kobieta parsknęła śmiechem-Chyba to co między Wami było. Chociaż tak w sumie, to nie wiem czemu Ty się tak mu dziwisz. Porównaj sobie siebie i mnie. Nie masz żadnych szans, więc lepiej sobie go odpuść.
Tymi słowami Marta zostawiła Olę w parku i odeszła. Dla Aleksandry to już było za dużo. Znowu jej życie zaczęło się łamać na pół. Znowu nienawidziła wszystkich facetów bo kolejny ją zranił. Nie było sensu dzwonić do Jacka, rozmawiać, dać mu szansę to wytłumaczyć... Nic. Zaczęła płakać i biec przed siebie. Był chłodny poranek, przeszklony promieniami oślepiającego słońca. Biegła przed siebie niewiele widząc, nie spostrzegła gdy wypadła na ulicę wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu. Usłyszała, pisk opon, klakson auta, poczuła silne uderzenie o maskę pojazdu i straciła przytomność.
Co będzie z Olą? Przeżyje? Jeśli tak, to czy da kolejną szansę sobie i Jackowi, czy to już będzie definitywny koniec ich związku?
-Ola, jesteś tu?-zawołał, ale odpowiedziała mu tylko cisza.
-Ola?-powtórzył i wszedł do sypialni gdzie była jego dziewczyna.
-Mogę wiedzieć gdzieś Ty był?-zapytała lekko poddenerwowana.
-Załatwiałem te sprawy, o których Ci mówiłem i nagle zadzwoniła Marta, że samochód jej padł i...
-Marta, Marta, Marta. Przez ostatnie tygodnie ciągle słyszę tylko Marta. Nie wiem, jeśli ja Ci się zudziałam, to może sobie wróć do swojej Marci-powiedziała zdenerwowana.
-Ola, o co Ci chodzi? Chciała żebym jej pomógł...-znów mu tu przerwano.
-Przez ostatni czas to ciągle musisz jej pomagać.
-Wiesz co, przesadzasz.
-Ja przesadzam? Jacek, Ty na mnie już wcale uwagi nie zwracasz, nie słuchasz co do Ciebie mówię.
-Olka, już nie bądź taka zazdrosna.
-Ja nie jestem zazdrosna tylko wkurzona tym, że jakaś dziewucha chce mi chłopaka odbić a Tobie wcale to nie przeszkadza. Sam się mnie kiedyś czepiałeś, że coś łączy mnie i Mikołaja, a teraz co robisz?!
-Nie wiesz co, tak to nie będziemy rozmawiać. Teraz wychodzę, a jak wrócę to mam nadzieję, że się już uspokoisz.
-No oczywiście! Masz rację, idź sobie do Martusi!
Jacek wyszedł i trzasnął drzwiami zostawiając zapłakaną Olę. Ta postanowiła nie czekać na jego powrót. Wzięła walizkę, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała do swojego mieszkania, gdzie zmęczona wszystkimi wydarzeniami zasnęła. Następnego dnia zadzwoniła do ojca prosząc o jeszcze jeden dzień zwolnienia, rzekomym powodem była boląca noga. Wysocki się zgodził, zapytał czy ma przyjechać do niej w czymś pomóc, Ola jednak wiedziała, że jeśli się wyda, gdzie teraz mieszka, poleci masa pytań, na które nie miała ochoty odpowiadać. Tak więc pożegnała się z ojcem i poszła na spacer do parku. Chciała sobie wszystko przemyśleć.
-Ola!-zawołał ktoś.
Policjantka się odwróciła i ujrzała kogoś z kim w tej chwili nie chciała się widzieć wyjątkowo-Martę.
-Ola, poczekaj.
-Co chcesz?-zapytała obojętnie.
-Posłuchaj, przykro mi, że już nie jesteś z Jackiem, ale...
-A kto Ci tak powiedział?
-Jak to? Jacek mówił, że się wczoraj ostro pożarliście, nie chciał tylko wspomnieć o co...
-Posłuchaj, to co jest między mną a Jackiem, to nie jest Twoja sprawa j zajmij się lepiej sobą.
-To co jest między Tobą a nim-Kobieta parsknęła śmiechem-Chyba to co między Wami było. Chociaż tak w sumie, to nie wiem czemu Ty się tak mu dziwisz. Porównaj sobie siebie i mnie. Nie masz żadnych szans, więc lepiej sobie go odpuść.
Tymi słowami Marta zostawiła Olę w parku i odeszła. Dla Aleksandry to już było za dużo. Znowu jej życie zaczęło się łamać na pół. Znowu nienawidziła wszystkich facetów bo kolejny ją zranił. Nie było sensu dzwonić do Jacka, rozmawiać, dać mu szansę to wytłumaczyć... Nic. Zaczęła płakać i biec przed siebie. Był chłodny poranek, przeszklony promieniami oślepiającego słońca. Biegła przed siebie niewiele widząc, nie spostrzegła gdy wypadła na ulicę wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu. Usłyszała, pisk opon, klakson auta, poczuła silne uderzenie o maskę pojazdu i straciła przytomność.
Co będzie z Olą? Przeżyje? Jeśli tak, to czy da kolejną szansę sobie i Jackowi, czy to już będzie definitywny koniec ich związku?
Subskrybuj:
Posty (Atom)