-Zapomnieliście uregulować rachunki za światło?-zapytał żartobliwy głos, który znał każdy na komendzie.
-Monika...-wyszeptał Krzysiek.
I ponownie całe pomieszczenie wypełniło się okrzykiem radości i klaskaniem.
Zaradni funkcjonariusze wyjęli pochowane w szafkach świeczki. Każdy zaczął się witać z policjantką, której nie widzieli od miesięcy.
-Dlaczego nie mówiłaś, że wracasz?-spytał inspektor Wysocki.
-Chciałam zrobić wszystkim niespodziankę-odparła z uśmiechem policjantka.
-Udało Ci się-dodała Ola.
-Ale widzę, że tu jakaś impreza już trwa. Co świętujemy?-spytała.
-Zaręczyny Oli i Jacka-odpowiedziała jej Emilka.
-Co?-Monika nie wierzyła w to co słyszy-Co mnie ominęło?-spytała.
Nie było czemu się jej dziwić. Nikt nie wspomniał jej o ich związku. Krzysiek zawsze opowiadał o każdym z komendy, ale nigdy nie powiedział wprost, że jest jakaś nowa para na niej.
-Tak jakoś wyszło, że zapomniało mi się Ci o tym powiedzieć-wytłumaczył Krzysztof.
I ponownie wszyscy zaczęli się śmiać. Monika pogratulowała Oli i Jackowi. Oni jej podziękowali i zaczęli wypytywać jak przebiega rehabilitacja Franka.
-Robi duże postępy. Lekarze mówią, że jeszcze 3-4 miesiące i będzie mógł normalnie chodzić-prawie się przy tym popłakała. Ola przytuliła swoją koleżankę. Robiło się późno. Był czas wracać do domu. Posypały się ponownie gratulacje i podziękowania. Wysocki zadzwonił po służby, które miały zająć się przywróceniem światła na komendzie. Funkcjonariusze zaczęli rozjeżdżać się do domu. W tym także Ola i Jacek.
Siedzieli już w samochodzie i rozmawiali ze sobą
-Niezły był dziś dzień, prawda?-spytał aspirant.
-Niezły to mało powiedziane. Ta niespodzianka, powrót Moniki.
-Tacy przyjaciele to prawdziwy skarb-westchnął mężczyzna patrząc na Olę.
-Oj ta... Jacek hamuj!-krzyknęła kobieta.
Policjant natychmiast wcisnął hamulec i odwrócił twarz w stronę szyby.
Mimo ulewnego deszczu i śliskiej nawierzchni zdążył się zatrzymać na czas.
Oboje wysiedli z samochodu i podeszli do obiektu, który zauważyła przed chwilą Ola. Na ulicy, był bowiem niewielki worek, a w nim coś, co ewidentnie próbowało się z niego wydostać.
Aleksandra i Jacek popatrzyli po sobie zdziwieni. Światło reflektorów padało idealnie w ich stronę więc doskonale widzieli ruchome zawiniątko. Mężczyzna uklęknął do worka, otworzył go i ku zdziwieniu jego oraz Oli, ukazało się im 5 małych szczeniąt. Wszystkie były białe niczym śnieg. Teraz i Ola uklęknęła przy swoim narzeczonym.
-Jak można zrobić coś takiego?-spytała.
-Nie wiem, ale nie możemy ich tu zostawić-powiedział do kobiety.
-Weźmy je ze sobą-powiedziała patrząc na Jacka.
Policjant spojrzał na kobietę i kiwnął głową. Na ten znak oboje złapali psy. Jacek trzy, a Ola dwa. Wzięła również worek, by nikt nie spowodował wypadku widząc latający po drodze kawałek materiału. Piątka szczeniąt całą drogę do mieszkania przesiedziała u posterunkowej na kolanach, gdzie wdrapała się z wycieraczki. Po 15 minutach byli na miejscu. Narzeczeni wzięli zwierzęta i udali się do swojego mieszkania. Zapalili światło w korytarzu i weszli do sypialni.
-Co z nimi zrobimy?-spytała Ola.
-Nie mam pojęcia. Może komuś je rozdamy?
-To jest chyba najlepszy pomysł-stwierdziła policjantka-Ale jak można tak po prostu wyrzucić na ulicę zwierzęta?
-Wiesz jacy są niektórzy ludzie. Nic to ich nie obchodzi.
-W sumie masz rację. Przyszykujmy im jakieś łóżko.
-Nawet wiem jakie-powiedział mężczyzna, po czym wstał i udał się do innego pokoju.
-Zawsze chciałem mieć psa. Labradora konkretniej, a że do małej rasy one nie należą, kupiłem większe posłanie-powiedział wchodząc z psim łóżkiem, w którym 5 małych szczeniąt zmieściłoby się spokojnie.
-Nie mówiłeś mi nigdy o tym-odparła Ola z uśmiechem.
-Jakoś nigdy nie było okazji.
Aleksandra i Jacek wlali mleko wygłodniałym szczęnietom, aspirant jako syn weterynarza, wychowywany ze zwierzętami stwierdził, że mają one około 4 tygodni. Okazało się również, że są to 2 psy i 3 suczki. Po godzinie obrządzania zwierzaków, zmęczeni narzeczeni w końcu usnęli.
Rano wstali wcześniej niż zwykle. Obudził ich piski psów.
-Trzeba z nimi wyjść na dwór-powiedział Jacek.
-Dobra, chodźmy dopóki mało ludzi jest na ulicy, nikt nas nie podkabluje, że chodzimy ze zwierzętami bez smyczy.
Wstali, ubrali się i poszli ze szczeniakami do pobliskiego parku. Mimo pozorów, dwojgu dorosłym ludziom nie było łatwo ogarnąć piątki ruchliwych piesków. Co chwilę, któryś uciekał i znikał z oczu, także policjanci poranny jogging mieli zaliczony. Wrócili do mieszkania.
-Dobrze, że obydwoje dzisiaj mamy wolne, bo nie wiem jakby jedno sobie poradziło z taką gromadką-powiedziała Wysocka
Jacek spojrzał na nią z niepewnością.
-Oleńko, pamiętasz, że w tym tygodniu grafik się zmienił?
Aleksandra popatrzyła na swojego narzeczonego z przerażeniem.
-No nie-powiedziała.
Niestety, dzisiaj tylko Ola miała wolne, Jacek już za godzinę musiał być na komendzie. Szybko się ogarnął i pocałował Olę na pożegnanie. Posterunkowa została z gromadką zwierzaków. Zebrała się i nie czekając z założonymi rękoma, aż wszystko się samo rozwiąże, zabrała psy do weterynarza. Tam zostały im zrobione szczepienia i wydane książeczki zdrowia. Kobieta musiała podać imiona zwierzaków, a że nie było czasu się nad nimi zastanawiać, podała imiona bogów i bogiń z mitologii greckiej, którą przerabiała na studiach. Tak więc psiaki od tego dnia nazywały się: Apollo, Artemida, Hebe, Ares i Demeter.
Ola podziękowała i następnie udała się do sklepu z akcesoriami dla zwierząt. Kupiła zabawki, obroże i smycze dla zwierzaków oraz miski, do których zamówiła specjalne naklejki z ich oryginalnymi imionami. Kupiła również szampon do pielęgnacji sierści i specjalną karmę dla szczeniąt.
Zajęło jej to całe popołudnie. Wróciła do mieszkania z pupilami, dała im jedzenie i zmęczona zasnęła. Spała sobie w najlepsze przez około godzinę. Gdy wstała zwierząt nigdzie nie było. Spanikowana zaczęła biegać po całym mieszkaniu ale psów nie znalazła. Nagle usłyszała klucz w drzwiach. Wyszła na przedpokój.
-Artemida, chciała uciec na ulicę, ale Apollo ją złapał za ucho-powiedział z uśmiechem Jacek wracając ze szczeniętami ze spaceru.
-Stracha mi narobiłeś-odparła z ulgą Ola.
-Pomyślałem, że jesteś zmęczona po całym dniu ze zwierzakami i zabrałem je do parku-powiedział całując Wysocką w policzek.
-Wiesz jak ludzie dziwnie patrzyli na faceta z piątką małych psiaków?-kontynuował.
-Podejrzewam, że wiem jak to mogło wyglądać-odpowiedziała Ola z uśmiechem.
Narzeczeni weszli do kuchni i zaczęli robić kolację a za nimi biegła ich wesoła gromadka.
-Masz jakiś pomysł komu je rozdać?-spytała Ola.
-Mam. Popytałem dzisiaj na komendzie i 4 osoby się znalazły.
-Kto?
-Najpierw Robert przyjechał z młodszą siostrą Emilki-Blanką. Emi chce jednego dla nich i jednego dla Blanki. To są już dwa. Kolejnego zaproponowałem Mikołajowi, nie chciał się zgodzić ale akurat były z nim Ania i Dominika a jak to usłyszały to nie było przepuść-musiał się zgodzić. Dalej spotkałem na korytarzu Krzyśka. Opowiedziałem mu historię psiaków i powiedział, że chętnie weźmie jednego dla Tośka, bo teraz jak Monika wróciła to Sierżant jest z nimi.
-No ale to są cztery a wszystkich jest pięć.
-Pytałem jeszcze kilku osób, no ale albo komuś to koliduje z pracą, albo ktoś ma alergię na psią sierść, albo już ma zwierzę.
Ola się zastanowiła chwilę.
-To może my go weźmiemy?
Jacek popatrzył na nią chwilę.
-Czemu nie. To będzie pierwszy akcent do wspólnego życia.
Ola się uśmiechnęła i narzeczeni przypięczetowali swoją decyzję pocałunkiem.
Na drugi dzień Jacek zawiózł Olę do pracy. Czas szybko mijał. Miała z Mikołajem kilka łatwych interwencji. O siedemnastej zjechali na komendę a po Aleksandrę przyjechał jej narzeczony. Oczywiście z psami. I w ten sposób, Demeter należała do Emilki i Roberta, Ares do Blanki, Hebe trafiła do Krzyśka i Tośka a Artemida do córek Mikołaja. Wszyscy siedzieli w pokoju przesłuchań, rozmawiali i śmiali się. Nagle wszedł komendant.
-A to co? Cyrk do miasta przyjechał?
Wszyscy popatrzyli po sobie z niepewnością.
-No panie komendancie, ale niech pan zobaczy jakie one są słodkie-powiedziała Emilka dostawiając do swojego szefa jednego z psiaków, który polizał go w policzki na co cały pokój wypełnił się śmiechem.
-No dobra, dobra. Tylko żeby mi to po komendzie nie latało-powiedział wychodząc.
Dzień dobiegał końca. Ola i Jacek wrócili do domu. Tuż przy wejściu czekał na nich merdając ogonkiem Apollo. Obydwoje uśmiechnęli się na widok ich miesięcznego psiaka.
-Pierwszy krok w nowym życiu?-spytała Ola.
-Pierwszy krok-odparł całując ją Jacek.
Byliście ciekawi, co jeszcze wymyślę, to wymyśliłam psiaki. Jak się podoba zwierzęcy motyw?
A, zadowoleni z powrotu Moniki? :)
Cudowny...Eh chciała bym, żeby Monika już wróciła do serialu i , żeby Franek chodził, a Ola i Jacek byli parą...Może się ułoży. A rozdział. Jest super.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Gosia.
Fajnie to wymyśliłaś i tak jak koleżanka powyżej fajnie by było jak by Monika wróciła już do serialu. Opowiadanie mi się podoba i czekam na kolejne.
OdpowiedzUsuńCzekam na Monikę z niecierpliwością! Pomysł z psiakami fajny ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Paulina
SUPER ROZDZIAŁ
UsuńMasz talent!i super rozdział !
OdpowiedzUsuńpsiaki?super pomysł! Niech Monika Kownacka wróci do serialu>
OdpowiedzUsuń